Kto pyta nie błądzi, więc po co błądzić, kiedy można pytać? Wszelkie Wasze wątpliwości z zakresu toksykologii chętnie rozwiąże nasza zwariowana banda szalonych toksyków! Nie masz pytań o naszą dziedzinę? Spoko, specjalizujemy się również w skomplikowanych związkach, przepisach kuchennych, czarnym humorze oraz wielu innych rzeczach! Nie wierzysz? Zapytaj - napisz komentarz pod najnowszym postem lub na stronie FAQ, na pewno odpowiemy :D

23 marca 2016

Sekcja zwłok, część 1

            Bardzo często pytacie nas w wiadomościach prywatnych czy będziemy pracować na zwłokach, czy je widzieliśmy i czy byliśmy na sekcji zwłok. Na materiale biologicznym pochodzącym od denatów tak; tak, widzieliśmy zwłoki i wreszcie TAK byliśmy na sekcji zwłok, dwa razy.
            Zakład Medycyny Sądowej był nam znany zanim pierwszy raz poszliśmy na Dział Sekcyjny. Mieliśmy tam zajęcia, mogliśmy zobaczyć tamtejsze muzeum (swoją drogą to ciekawe doświadczenie zobaczyć czaszkę po samobójczym postrzale czy płód w macicy).
            Nasza pierwsza sekcja odbyła się w grudniu.
          Było strasznie zimno, marzły mi ręce, kiedy dzwoniłam do mamy i narzekałam, jak bardzo jestem zestresowana. Wstałam przed budzikiem, właściwie nie mogłam spać całą noc. Dlaczego? Bo wieczór przed naczytałam się w Internecie jakie to okropne, jak śmierdzi i tym podobne. Dodatkowo wszyscy wtedy czytaliśmy „Chemię Śmierci” i wyobraźnia płatała figle. Przed wyjściem z domu ciężko było cokolwiek zjeść (żeby nie było wstydu, jak zwymiotuję), w tramwaju na przemian robiło się gorąco i chłodno.
            Przebraliśmy się w fartuchy. Od razu robiło się cieplej i od wrażeń, że to już i od ubrania się na „cebulkę”. Usłyszeliśmy „Chodźcie, śmiało”. Po przekroczeniu TYCH drzwi myślałam, że uderzy we mnie odór zgnilizny, ale nie było tak źle. Na początku praktycznie nie czułam, że znajduję się w pomieszczeniu z ciałem.
Przy wejściu stał pierwszy stół sekcyjny – pusty (w myślach upominałam się, żeby nie panikować), spojrzałam w prawo – kolejny pusty, aż wreszcie zobaczyłam denata. Przyznam, że nogi się pode mną ugięły i gdyby nie znajomi to najprawdopodobniej nie doszłabym nawet do „balkonu” (dwa stopnie z barierką naprzeciwko „naszego” denata) Dosłownie nie mogłam się ruszyć. Bo wiecie, kiedyś widziałam ciało na pogrzebie, ale raczej nie byłam tego aż tak świadoma. A teraz? Przyszłam na zajęcia z pełną świadomością tego, co się wydarzy, wrażenie wbiło mnie w ziemię.
            Pamiętajcie, jeśli kiedykolwiek będziecie uczestniczyć w sekcji, gdy zrobi Wam się słabo czy niedobrze – nie czekajcie, aż przejdzie (bo nie przejdzie…) i wyjdźcie do szatni. Nikt nie będzie się śmiał, nie narobicie sobie wstydu, bo to sytuacja, nazwijmy ją, ekstremalna. Nie mamy pewności, jak zachowa się nasz organizm, a zawsze to lepiej, kiedy prowadzący nie muszą przerywać swoich czynności, żeby kogoś ratować.
            Lekarz podkreślił, że obowiązuje nas tajemnica prokuratorska i żadne dane nie mogą wypłynąć poza salę. Było to dla mnie absurdalne, bo naprawdę musiałabym się nieźle skoncentrować na nazwisku, żeby je zapamiętać w tym stresie. Ale ok, takie są zasady, zawsze muszą o tym powiedzieć.
Najpierw, dla mnie osobiście najgorsze, medyk sądowy ogląda ciało, opisuje obrażenia, siniaki, znaki szczególne, biżuterię, jaką denat ma na sobie itp., robi zdjęcia. Co mogę powiedzieć o ciele? Że odnosiłam wrażenie, że ten ktoś tylko śpi i zaraz wstanie. Technik otwiera klatkę piersiową i jamę brzuszną, i wtedy przyznaję, zaczynam czuć lekko drażniący zapach. Lekarz ogląda narządy wewnętrzne, w trakcie opisuje nam, co jest nie w porządku, co wygląda nadzwyczaj dobrze. Kolejna rzecz, to niesamowite uczucie zobaczyć na własne oczy to, co mamy w środku. Nie jakiś anatomiczny model, ale autentyczną wątrobę (jest ogromna!). W trakcie, im dłużej się przyglądam tym mniej widzę tego człowieka, który leżał przed nami na początku, a bardziej zbiór organów. Na końcu otwieranie czaszki, ostrzegam – to śmierdzi, a dźwięk piły przypomina każdemu o wizycie u dentysty.
I to tyle. Po tych wszystkich zabiegach technik „robi magię” i po parunastu minutach wygląda, jakby nic się nie stało – to, co się wydarzyło zdradza tylko długi szew. Z każdą minutą, jaką tam spędziłam czułam się bardziej ciekawa niż przestraszona czy zestresowana. Na drugiej sekcji podchodziłam blisko ciała, chciałam zobaczyć wszystko i dowiedzieć się jak najwięcej. Myślę, że z każdą kolejną będzie coraz lepiej.
Uświadomiłam sobie też, że gdyby nie te studia to na sekcję zwłok w Zakładzie Medycyny Sądowej czekałabym do trzeciego, czy czwartego roku studiów. 

Macie jeszcze jakieś pytania?


             Mary



Ciało ludzkie zaczyna się rozkładać cztery minuty po śmierci. Coś co kiedyś było siedliskiem życia, przechodzi teraz ostatnią metamorfozę. Zaczyna trawić samo siebie. Komórki rozpuszczają się od środka. Tkanki zmieniają się w ciecz, potem w gaz. 
~ S.Beckett





3 komentarze:

  1. Zdecydowanie post motywuje do napisania matury,jak najlepiej! Mam nadzieję, że zobaczymy się w październiku 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Który przypadek ciekawszy? Pierwszy czy drugi? Ktoś z was zemdlał albo wymiotował?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie, ciekawszym przypadkiem był drugi - większość z nas pierwszy raz słyszała o takim sposobie na popełnienie samobójstwa (nie możemy powiedzieć nic więcej, obowiązuje nas tajemnic prokuratorska). Nikt z nas nie zemdlał, nikt nie wymiotował. Jedni zareagowali lepiej, inni gorzej, parę osób wyszło na chwilę, żeby ochłonąć, ale wszyscy raczej dali radę. Obecność na sekcji nie była obowiązkowa, więc parę osób z różnych względu nie pojawiła się za drugim razem.

      Usuń

Obserwatorzy