Kto pyta nie błądzi, więc po co błądzić, kiedy można pytać? Wszelkie Wasze wątpliwości z zakresu toksykologii chętnie rozwiąże nasza zwariowana banda szalonych toksyków! Nie masz pytań o naszą dziedzinę? Spoko, specjalizujemy się również w skomplikowanych związkach, przepisach kuchennych, czarnym humorze oraz wielu innych rzeczach! Nie wierzysz? Zapytaj - napisz komentarz pod najnowszym postem lub na stronie FAQ, na pewno odpowiemy :D

3 października 2016

Laborki zmorki



Zaczął się kolejny rok akademicki, przed nami długie godziny wykładów, seminariów i laboratoriów! O tych ostatnich chcielibyśmy napisać kilka słów, ponieważ zajęcia, które są określone mianem „laboratorium”, czasem znacznie różnią się od siebie.

Laboratoria są jednymi z najfajniejszych, ale i sprawiających najwięcej problemów zajęć. Wreszcie możemy sami coś zrobić, zająć się praktyką, a nie tylko słuchać suchej teorii. Jednak wraz z wprowadzaniem wiedzy zdobytej na wykładach w życie, przychodzą także kłopoty…


Na wstępie warto wspomnieć o całym osprzęcie, który trzeba sobie przed zajęciami sprawić. Są dwie rzeczy, które dobrze by było zakupić: fartuch oraz okulary.

Fartuch powinien być bawełniany, posiadać długie rękawy i sięgać mniej więcej do połowy uda. Lepiej kupować go przez internet, nie musi być super dopasowany, a na pewno łatwiej i taniej go dostać.

Okulary najprościej dostać w sklepach budowlanych, nie muszą być wyszukane. Okularnicy muszą jednak zwrócić na nie większą uwagę, bo muszą one pasować na okulary korekcyjne!

Jeśli chodzi o rękawiczki: na każdych zajęciach są zapewnione rękawiczki, więc nie trzeba ich kupować. Są one lateksowe i nie zawsze w pasującym nam rozmiarze, więc jeśli ktoś ma alergię lub ochotę to można kupić własne.


Może najpierw o laboratoriach chemicznych, które mieliśmy na pierwszym roku.

Pierwszy nasz kontakt z pojęciem laboratoria odbył się już na początku pierwszego semestru, choć zajęcia pod tytułem „Bezpieczeństwo w laboratorium” nie napawały nas wielkim optymizmem, bo w końcu co na nich można robić?

Jak wskazuje na to nazwa, uczyliśmy się o tym jak pracować w labie, aby nie wysadzić wszystkiego w powietrze. Mała wycieczka, żeby dowiedzieć się, gdzie można znaleźć stężone kwasy i zasady, gdzie oczomyjkę, a gdzie lód, a potem to na co czekaliśmy, czyli zabawa odczynnikami :D

Każdy z nas musiał otrzymać konkretną substancję, dostaliśmy dokładny opis naszego eksperymentu i polecenie wykonania sprawozdania. Zadania nie były bardzo trudne, miały na celu zaznajomienie nas z podstawowym sprzętem, na przykład mieszadłem magnetycznym, a fakt, że to samo zadanie otrzymywały co najmniej dwie osoby, znacznie ułatwiło pracę i pobudziło w nas chęć do współpracy.
Były to jednak bardzo krótkie zajęcia, bo w samym laboratorium odbyły się 2 może 3 spotkania.


Laboratorium z fizyki – wiem, mało chemiczny przedmiot, ale na szczęście te zajęcia trwały niemal tak krótko jak labki z BwL.  Nie wymagały noszenia fartucha czy okularów, w zasadzie nie mieliśmy do czynienia z odczynnikami, a jedynie mierzyliśmy, liczyliśmy i stosowaliśmy się do wzorów znalezionych w informacjach do zadań.

Tu także warto postawić na współpracę, nie tylko z kolegą/koleżanką z pary, ale z ludźmi z innych grup, którzy mogli już wykonywać dane ćwiczenie.

Wyliczanie niektórych danych bez excela lub podobnego programu będzie męczarnią, a pisanie sprawozdań będzie nużyć, ale raczej da się bezproblemowo zaliczyć ten przedmiot.


Drugi semestr przyniósł małą zmianę, laboratoria przestały być kilkoma zajęciami, które nagle pojawiały się w połowie semestru, a regularnymi lekcjami odbywającymi się co tydzień.


Laboratoria z chemii nieorganicznej były nieco trudniejsze od tych z poprzedniego semestru - 15 tygodni w każdym 4 godziny zajęć, na każdych inne zadanie.


Ćwiczenia wstępne, od których zaczęliśmy, polegały głównie na zaznajomienie się z nieco bardziej skomplikowanym sprzętem, to już nie było tylko mieszadło i urządzenie do kąpieli wodnej, a chłodnice, parownice, rozdzielacze i inne szkła, z którymi nie mieliśmy jeszcze do czynienia.



Pierwsze zajęcia były bardzo przyjemne, rozdzieleni na dwie grupy, każda dostała po prostym zadaniu, a po ich wykonaniu, zamienialiśmy się nimi.

Kolejne zajęcia były już dużo trudniejsze. Wstępna kartkówka ze znajomości zadania, nie polegała jedynie na wykuciu instrukcji, trzeba było przed zajęciami ułożyć odpowiednie równanie reakcji, wzór substancji którą mamy otrzymać lub jej nazwę oraz inne ważne informacje, a na przelanie wszystkiego na kartkę jest 5 minut. Lepiej jednak napisać ją jak najszybciej, bo przy niektórych zadaniach czas jest wyjątkowo ważny i zdecydowanie lepiej mieć go więcej.

Pierwsze dwa zadania sprawiały trochę problemów, nikt nie był pewien czy jego równanie jest dobre, czy tak ma wyglądać jego substancja, czy dobrze wyliczył jaką masę związku powinien otrzymać. Później było nieco prościej, większość zadań była już przez kogoś zrobiona, więc wystarczyła wiadomość z pytaniem wysłana na facebooku, żeby rozwiać jakieś wątpliwości. A kiedy w czasie zajęć, nie było się czegoś pewnym, a prowadzący byli zajęci przepytywaniem innych studentów? Szło się do koleżanki/kolegi i pytało jak to było w ich przypadku.

Wydajności wahające się od 0,75% aż do 300%, ciągły deficyt lodu, kwas jedenastomolibdenianofosforowowanadowy, wybuch kolby po eterze, niemal wystrzelenie niebieskiej cieczy w stronę sufitu, nalewanie stężonego kwasu prosto z butli do małego cylindra, związek skrzący się jak brokat i żółte plamy na dłoniach po salicylanie – to są rzeczy, które zapadły mi w pamięć po tych zajęciach.





Chemia analityczna… Komu w żaden sposób nie przysporzyła problemów? Problem z zaliczeniem wykładu, niemożność zdobycia wystarczającej ilości punktów na zaliczenie seminariów lub męczenie się z analizą substancji na labie… Mimo sprawiania trudności, laboratoria z tego przedmiotu są całkiem ciekawe, wymagają znajomości różnych reakcji identyfikacji oraz dokładnej i precyzyjnej pracy.

Dzielą się na dwie części – analizę jakościową i ilościową. W pierwszej części mamy do przeprowadzenia 3 analizy: kationy, aniony oraz ciała stałe, które są w zasadzie połączeniem dwóch poprzednich analiz.


Jakościówka polegała na identyfikacji substancji, którą otrzymaliśmy od prowadzącego. Po wstępnych próbach, podczas których uczyliśmy się jak dany jon zachowuje się z danym odczynnikiem, podchodziło się do okienka z pustą probówką, żeby odejść z czymś.


Analiza kationów początkowo wydawała się prosta – śledzimy instrukcję, która po kolei mówi nam co musimy zrobić, jak oddzielić poszczególne grupy oraz jaki wynik dają pozytywne próby na dany kation. Jednak dla części osób (w tym mnie), była to najgorsza ze wszystkich analiz. Probówki z identycznie bezbarwnymi roztworami mieszały się, siarczki grupy drugiej wciąż się wytrącały, a po konsultacji z prowadzącym żółty osad okazywał się nie tym żółtym osadem, który chcieliśmy otrzymać. Po trzech lub czterech próbach, wyeliminowaniu wszystkich kationów, których nie miałam i niestandardowym sposobie wykrywania jonów cyny udało mi się, lecz niektórzy musieli męczyć się dalej. Choć dla osób bardziej zorganizowanych było to dość proste zadanie.




Jest to jedna z dłużej trwających analiz – około 2-3 zajęć, w zależności od tempa i poziomu waszego zorganizowania. Probówki długo leżą w kąpieli wodnej, wirowanie też trochę trwa, a poza rozdzieleniem grup, trzeba je także zanalizować.


Analiza anionów jest dużo bardziej przyjemniejsza i znacznie szybsza, na spokojnie da się ją wykonać podczas jednych zajęć. Kluczem do tego jest jednoczesne wykonywanie prób kontrolnych i analizy waszego roztworu – jeżeli w probówce (której znacie zawartość), do której dodaliście odczynnik, pojawił się biały osad, to w waszym analicie powinien pojawić się taki sam osad, o ile zawiera wykrywany przez was anion.



Ostatnią analizą jakościową była analiza ciała stałego. Tym razem w probówce zamiast roztworu dostawało się mieszankę w postaci sypkiej. Były one w najróżniejszych kolorach– białe, białe z ciemnymi drobinkami, zielone, czerwone, a nawet czarne :D

Pierwszym wyzwaniem nie było jednak zdecydowanie, czy najpierw zrobić analizę na kationy czy aniony, a rozpuszczenie substancji. Jeżeli rozpuszczała się w wodzie chociaż w niewielkim stopniu można było mówić o szczęściu, ponieważ niektórzy dostawali związki rozpuszczalne jedynie w stężonych kwasach, a niektórym nie udawało się przeprowadzić swojego analitu do roztworu nawet po dodaniu wody królewskiej i podgrzaniu (piję tutaj do osoby, która analizowała tą czarną substancję :D)




Po przeprowadzeniu substancji do roztworu jedyne co trzeba było zrobić to użyć wcześniej zdobytej wiedzy i odkryć jakie aniony i kationy dostaliśmy. Jeżeli posiadało się kolorową substancję, można było zacząć analizę od związków lub jonów, które dają taki kolor, jeżeli miało się drobinki metalu, sprawdzało się jaki to metal, itp. Trzeba było obserwować, analizować zmiany i korzystać z doświadczenia z poprzednich analiz.


Analiza ilościowa nie polegała już na zgadnięciu co mamy, lecz ile tego mamy. Prowadzący nalewali nam do kolb lub zlewek odmierzoną ilość związku, a my, korzystając z instrukcji, mieliśmy obliczyć ile gram czystej substancji otrzymaliśmy.


Ilościówka była w miarę prosta. Jeżeli trzymaliśmy się instrukcji to jedynie przez własne błędy mogliśmy źle wykonać analizę. Przemiareczkowanie, wylanie części roztworu, niezapisanie objętości lub błędne wyliczenia – to były główne przyczyny złych analiz ilościowych.




To tyle jeżeli chodzi o laboratoria z części chemicznej, teraz trochę o tych bardziej medycznych laboratoriach.


Podstawy medycznej diagnostyki laboratoryjnej, czyli w skrócie diagnostyka lub diagno. To podczas tych zajęć pierwszy raz mieliśmy kontakt z materiałem biologicznym :D

Odziani w okropne, zielone i strasznie elektryzujące się fartuchy, zapewniane przez laboratorium słuchaliśmy najpierw trochę teorii. Były to ciekawe rzeczy, bezpośrednio nawiązujące do późniejszych zadań. Prowadzący opowiadali jak takie badanie się przeprowadza, co się stanie, jeśli wykonamy je źle, czego się szuka, co można wykryć, jak wyglądają poszczególne krwinki, jak ludzie fałszują badania moczu i jak można to wykryć.

Następnie przechodziliśmy do bardziej praktycznych rzeczy. Jednym z zadań było szukanie oraz identyfikacja białych krwinek w rozmazie krwi. Początkowo myliliśmy większość komórek, lecz z każdą kolejną było coraz lepiej. 

Innym badaniem było przetestowanie moczu na obecność narkotyków, kolejnym zrobienie OB na trzy różne sposoby. Pracowaliśmy także z Epollami - spektrofotometrami z pomocą których mierzyliśmy między innymi poziom kreatyniny.



Ksenobiotyki - na tych zajęciach także mieliśmy do czynienia z materiałem biologicznym, lecz nie tylko. 

Podczas tych laboratoriów, nie tylko badaliśmy otrzymane próbki, lecz musieliśmy najpierw tworzyć krzywe kalibracyjne, które nam te badania umożliwią. Tak było między innymi podczas badania skażenia alkoholu.

Badaliśmy także poziom alkoholu w krwi, moczu oraz szklistce oka. Każdy miał swoje próbki i to naszym zadaniem było tak je przygotować, żeby otrzymać poprawny wynik, który potem trzeba było poprawnie zanalizować. Osoba od której pobrano te próbki była w fazie pobierania, a może eliminacji alkoholu? - na to pytanie musieliśmy odpowiedzieć na podstawie naszych wyników.






Innymi badaniami, które przeprowadzaliśmy było oznaczania stężenia THC w próbce, analiza suplementów diety oraz profilowanie narkotyków. Podczas tego ostatniego mogliśmy się zabawić w detektywów, ponieważ naszym zadaniem było ustalenie z jaką substancją mamy do czynienia jedynie na podstawie widma mas.


Na sam koniec można jeszcze wspomnieć o laboratoriach z informatyki, bo co specjalnego można o nich powiedzieć - klepie się w klawiaturę z większym lub mniejszym zrozumieniem o tym co się dzieje.


IT

11 komentarzy:

  1. Dokładnie takie zajęcia z chemii analitycznej miałam w 2 klasie technikum :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak oceniacie możliwość pracy związanej z chemią podczas studiów ? Jak wyglądają koła naukowe ? Jaką ścieżkę kariery zawodowej chcecie obrać i dlaczego ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadal wierzę w odpowiedź ;c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszamy za długą zwłokę, ale preferujemy odpowiadać na komentarze, jak zbierze się ich kilka i zrobić to seryjnie, dlatego odpowiedź nie zawsze jest szybka.

      Możliwości pracy jest wiele, zależy kto jaką ścieżkę chce obrać. Pragniemy zauważyć, że kierunek nazywa się CHEMIA i toksykologia sądowa, więc w głównej mierze dostajemy wykształcenie chemiczne i nie ma powodu dla którego praca w tym sektorze byłaby dla nas niedostępna. Pozostaje tylko pytanie, czy jest sens iść na ten kierunek, jeżeli ma się w planach karierę chemiczną, kiedy można pójść na samą chemię.
      Jeśli chodzi o koła naukowe to mamy do wyboru koło będące na wydziale chemii (tematyka czysto chemiczna) lub wkręcić się do SKN Analityki Sądowej i Chemii Kryminalistycznej działającym przy katedrze medycyny sądowej. Przy odpowiedniej ilości chętnych można oczywiście założyć własne koło 😀
      Co do naszych planów... Ciężko się wypowiadać w imieniu wszystkich, bo każdy gdzieś z tyłu głowy ma pomysł na siebie, a póki co nie chcemy zapeszać.😀 Póki co nie ukończyliśmy nawet pierwszego stopnia studiów, więc nasze plany mogą się jeszcze diametralnie zmienić. Raczej nie stawialibyśmy jednak na karierę nauczyciela, jak duża grupa ludzi myśli o absolwentach chemii 🙂

      Pozdrawiamy i jeszcze raz przepraszamy za zwłokę :D

      Usuń
    2. Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź i rozwianie moich wątpliwości ! Do zobaczenia od października mam nadzieje :P

      Usuń
  4. Świetne wpisy!
    Naprawdę zachęciliście mnie do składania papierów na ten kierunek, a w szczególności jest to świetny motywator do nauki na maturę!
    Czekam na więcej :D
    P.S. Jaki przedmiot w danych semestrach sprawiał największy problem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje nam się, że każdemu inny przedmiot sprawiał trudności, ale jeśli można określić pewne trendy to:

      I semestr - dla osób słabych z matmy i ogólnie obliczeniówki zdecydowanie we znaki dawały się takie przedmioty jak matematyka, fizyka z elementami biofizyki i seminaria z chemii nieorganicznej. Nie były to trudności nie do przejścia, ale jednak takie osoby musiały nieco dłużej nad tym siedzieć. Z drugiej strony, osoby które wcześniej nie miały biologii rozszerzonej mogły mieć nieco pod górkę z diagnostyką, bo tą wiedzę musieli uzupełnić we własnym zakresie i to najlepiej przed pierwszym kolokwium.

      II semestr - tu możemy wskazać trzy przedmioty. Po pierwsze chemia organiczna - dla osób, które od liceum wiedzą, że organika jest nie dla nich nie był to łatwy przedmiot, dużo reakcji do zapamiętania, warunki, NMRy, konformacje, ale nic nie do nauczenia. Po drugie chemia analityczna - zarówno ćwiczenia, które były czystą obliczeniówką (a jak wiemy obliczeniówka to zuo) oraz materiał z wykładu, który dla niektórych był ciężki do nauczenia. No i po trzecie PDW, które wybraliśmy, czyli wprowadzenie do spektroskopii molekularnej (akurat cały rok postanowił się na to zapisać) - tu możemy powiedzieć tylko: czysta abstrakcja, kot Schrödingera i merewe.

      III semestr - drugi semestr organicznej, jeszcze więcej reakcji, jeszcze więcej warunków, jeszcze więcej kłopotów dla ludzi skonfliktowanych z organą. W tym semestrze pojawia się też chemia fizyczna, czyli twór będący połączeniem fizyki, chemii i matematyki, miliony różnych wzorów niby na to samo, wyprowadzenia długie na kilka stron, a to wszystko na pamięć, żeby móc zdać egzamin.

      Póki co to tyle. Raczej nie trzeba się załamywać, większość z nas to zdała, jak nie za pierwszym, to za drugim razem albo nawet na ratunkowej dopytce.

      Pozdrawiamy i życzymy powodzenia na maturze :D

      Usuń
  5. bardzo mnie to fascynuje, ale przeraża mnie fakt że na tym kierunku jest przedmiot matematyka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety matematyka jest silnie związana z chemią, co więcej, jest niezbędna na dalszych etapach nauki.

      Materiał, który mieliśmy na tym przedmiocie na szczęście nie był bardzo szeroki. Funkcje, granice, pochodne, wykresy, całki, równania różniczkowe i macierze - czyli nieco więcej niż to czego zwykle uczą się licealiści na matmie rozszerzonej i dużo więcej niż ci co zdawali tylko podstawę.

      Wydaję się niemożliwe do nauczenia, ale jest to konieczne. Wiele rzeczy z tego co się nauczyliśmy na matmie wykorzystujemy na innych przedmiotach. Jest to naprawdę bardzo wąski zakres materiału, a dzięki temu, łatwiej jest go załapać nawet totalnemu laikowi. Dla chcącego nic trudnego :D

      Matematyka to jednak jedno z najmniejszych zmartwień, gorsze jest to co przychodzi później ;)

      Usuń
  6. Uniwersytet Wrocławski nie publikuje progów punktowych, co daje dużo do myślenia, czy ma się jakieś szanse dostania się na ten kierunek, skoro jest tak oblegany. Możecie zdradzić jak to wygląda? Wiecie może jakie wyniki maturalne zadowalają komisję i ile punktów trzeba uzyskać w rekrutacji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wcale nie daje do myślenia, bo jak powtarzamy od dawna, nie ma czegoś takiego jak progi punktowe. Polecam zajrzeć do działu FAQ i przeczytać dlaczego. :D
      Te progi to jest wynik jaki miała ostatnia osoba, która się dostała, a nie poziom od którego przyjmują wszystkich.

      Usuń

Obserwatorzy